Rozmowa z Dariuszem Skorkiem Przewodniczącym Komisji Zakładowej nr 311 NSZZ „Solidarność” w Lotte Wedel Sp. z o.o., przeprowadzona przez Jerzego Wenelczyka w kwietniu 2015 roku.
– Mija właśnie rok nowej kadencji związkowej, ale także dziesięciolecia, od kiedy zostałeś wybrany na przewodniczącego. Jak podsumowałbyś ten okres?
– Po pierwsze dziękuję ci Jurku za tę rozmowę, pomimo tego, że dużo piszę na łamach naszego biuletynu, to zawsze pozostaje niedosyt. A jest się, czym pochwalić. Cieszę się, że InfoS, który istnieje od marca 2002 roku znalazł swoje miejsce w zakładzie. Jest cały czas potrzebny, pomimo tego, że jego młodsze dziecko, jakim jest strona internetowa próbuje go zastąpić. Wracając do tematu, jest to szczególny okres dla mnie. W 2005 roku nastąpiło kilka wydarzeń, które pokierowały moim losem. Po pierwsze to śmierć Andrzeja Kamińskiego, osoby, która była niekwestionowanym liderem i moim nauczycielem związkowym. Parę dni później umiera mój Ojciec, osoba, która nauczyła mnie szacunku dla prawdy i ciężkiej pracy. Trzecim znamiennym faktem była śmierć Św. Jana Pawła II, który umacniał we mnie wiarę w ludzi. Te trzy wydarzenia 2005 roku w istotny sposób zaważyły na tym, że zgłosiłem swoją kandydaturę na przewodniczącego komisji zakładowej. Mija właśnie 10 lat od tych wydarzeń, co pozwala także podsumować okres nie tylko jednego roku, ale dziesięciolecia działalności dla NSZZ „Solidarność’. Może nawet nie działalności, ale raczej misji i służby dla pracowników.
– Wiele razy wspominałeś o tym ze działalność związkowa to misja. Dlaczego tak uważasz?
W większości zakładów, które znam, (jestem też przewodniczącym sekcji oraz wiceprzewodniczącym sekretariatu), działalność związkowa przypomina działalność misyjną. To smutne, gdy pracowników od nowa uczy się wiary w ludzi, prawa do pracy czy też wolności wypowiedzi. W 1980 roku znajdowałem się jeszcze na etapie edukacji, kształtowania poglądów i wiary. Niedane mi było dostąpić tego, co było piękne w pierwszej Solidarności. Natomiast moja szkoła położona była blisko parafii Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, gdzie starałem się uczestniczyć w naukach prowadzonych przez Bł. Ks. Jerzego Popiełuszkę. Mieszkałem blisko zakładów Ursus, co pozwalało dotknąć przemian, które następowały w momencie mojego dorastania. Dlatego pewne normy w moim wychowaniu, wiążą się z przesłaniem, które wtedy pojawiło się w mojej edukacji i świadomości. Ja wiem, że są to górnolotne słowa, ale boli mnie fałsz i podwójna moralność naszych przełożonych. Patron Polski Św. Wojciech Biskup i Męczennik, prowadził swoją działalność chrystianizowania Prusów lub Wieletów, którzy wysłuchiwali jego nauk, przyjmowali sakrament chrztu a później wracali do swoich bożków. W pracy związkowca jest coś podobnego, oczywiście nie na taką skalę. Staramy się edukować związkowców, pracowników i przełożonych. Próbujemy poprzez dialog, rozmowę lub dzielenie się informacjami osiągnąć równowagę w stosunkach międzyludzkich. To ciężkie zadanie, szczególnie, że związki w Polsce są traktowane, jako wróg postępu, rozwoju i zarządzania pracownikami. Nic bardziej mylnego, ale do innej oceny naszej działalności, trzeba podejść obiektywnie, nie z pozycji wszechwiedzącego, a raczej partnera i współpracownika w zakładzie. Nie jesteśmy hamulcowymi postępu, ale raczej sumieniem dla idiotycznych, niezrozumiałych dla zwykłego pracownika zmian, czy sposobów organizacji pracy. Czyli to, co zawsze, jako związki powtarzamy. Informacja i uświadomienie pracowników, musi być priorytetem, nie tylko powtarzanym co chwilę, ale musi stać się rzeczywistością.
– Mówisz o moralności o nieomylności. Przecież w ten sam sposób mówią też pracodawcy o związkowcach. Jak te spojrzenie zmienić?
To nie do końca tak. Należy pamiętać, że pośród związkowców i pracodawców, znajdziemy zgniłe jabłka. Sadownik zbierając owoce, nie pozostawia na drzewie zepsutych lub nadgryzionych. Aby drzewo zaowocowało w nowym sezonie, aby jego zbiory były większe lub porównywalne, musi z niego zebrać wszystkie owoce. Dokonuje wtedy selekcji, które pójdą na sprzedaż, które na przetwory a które na paszę. Niewiele z tych owoców całkowicie zostaje odrzuconych i nie nadaje się do jakiejkolwiek przeróbki. Większość ekscytuje się programami telewizyjnymi typu rolnik na polu, szczera prawda etc.., nie dostrzegając otaczającej nas rzeczywistości. W pracowniku należy dostrzec nie tylko przysłowiowego robola, ale specjalistę czy eksperta wykonywanych zadań, oraz co najważniejsze człowieka. Pracownik i jego praca, to nie statystyka, która po podsumowaniu musi się zgadzać. To często większe lub mniejsze problemy, to nasze obecne predyspozycje i zachowania. To także kontakt z ludźmi i otoczeniem. Wszystko to składa się w wynik naszej pracy, o czym często zapominają przełożeni, którzy skupiają się tylko na statystyce i wypełnionych raportach. Nie zgadzam się z takim sposobem zarządzania i nie czuję potrzeby jego wspierania. Dla mnie, dla każdego związkowca, na pierwszym miejscu jest zawsze człowiek. Dopiero po tym mogą być inne wartości, co w nowych modelach zarządzania nie znajduje odzwierciedlenia. Chyba, że się mylę i jednak coś istnieje, ale jest nieudolnie przekazane. Szkoda, że przełożonym tak trudno pojąć, że w świadomości pracowników, źle wytłumaczone zmiany, wiążą się tylko z harówą i wymogami, które w żaden racjonalny sposób nie wpływają na wynik pracy oraz ich zaangażowanie. Bo co to za cel dla pracownika, aby zgłosił ileś tam pomysłów, albo zamknąć buzię na kłódkę. Ja to definiuję w ten sposób, że taka mentalność przełożonego, wiąże się tylko z folwarcznym zarządzaniem. Ja jestem Pan i władca, a Wy nie podskakujcie, bo was w odpowiednim momencie rozliczę. Z tego powodu nie nadaję na tej samej fali z przełożonymi. Mimo że odbiornik jest ten sam, to słuchamy innej stacji radiowej, co chwilę przestrajając je na swoje ulubione pasmo. Tak się nie da i trzeba znaleźć konsensus.
– Wiele gorzkich słów pada na temat przełożonych i ich zachowania, czy to nie skrajność w ocenie?
Ależ oczywiście, jak każdy jestem podatny na skrajności. Być może wiąże się to z doświadczeniem i kontaktem z wieloma przełożonymi nie tylko w naszej firmie, ale na forum branżowym. Każdy, kto twierdzi, że jestem obiektywny, mówi nieprawdę. Nasze wychowanie, wiara czy spostrzeganie świata, wyrobiły w nas cechy, które nie pozwalają na pełny obiektywizm. Zawsze znajdziemy coś, co nie pozwoli na taką ocenę, która nawet w naszej świadomości pozwoli powiedzieć, że jest ok. Skupimy się raczej na samozadowoleniu, które nie jest miarodajne i trudno doszukiwać się w nim obiektywizmu. Moja ocena działań, ocena kwalifikacji lub umiejętności innych, nacechowana jest także spojrzeniem z perspektywy pracownika lub związkowca. Przyznaje się do tego i dostrzegam te skrzywienie zawodowe. Czyli, mimo że myślę o zachowaniu obiektywnej oceny, cechy, które przez lata zostały we mnie wyrobione, siłą rzeczy skłaniają do subiektywnej oceny. Dlatego gdy podejmuję się krytykować kogokolwiek, jest to niestety obłożone dużą dozą moich spostrzeżeń, nie do końca zapewne obiektywnych.