Przeskocz do treści

Rok 2017 i plany na rok 2018 omawia Dariusz Skorek, przewodniczący Komisji Zakładowej nr 311 NSZZ „Solidarność” w Lotte Wedel i przewodniczący Krajowej Sekcji Przemysłu Cukierniczego, Młynarskiego i Piekarniczego.

Co  jest największym sukcesem „Solidarności” w mijającym roku?

– Dla naszej organizacji związkowej każdy rok jest trudny. Kiedy rządziła koalicja PO-PSL to  w zakładach, praca związkowa nie była czymś lekkim i przyjemnym. Co nie oznacza, że teraz jest o wiele lżej lub ciekawiej. Zawsze ktoś próbuje postawić nas do konta. Muszę przypomnieć, że do tej pory nie liczyły się nasze protesty, nie rozważano i nie brano pod uwagę naszych propozycji oraz uwag. Dotyczy to w szczególności sytuacji na rynku pracy i wynagrodzeń. W 2017 roku wiele spraw pracowniczych nie udało się wynegocjować. To nie z przyczyny związku zawodowego powstały takie zaległości. Dlatego trudno mówić o jakimkolwiek sukcesie. Chyba tylko to, że pod sam koniec 2017 roku udało się stworzyć i podpisać nowy Regulamin Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. To jest niewątpliwie sukces obydwu stron warty zauważenia i mam nadzieję, że w końcu docenienia przez wszystkich pracowników.

Jak zatem wyglądały prace i dialog społeczny?                                                                                 

– W pierwszym okresie roku, bardzo sprawnie. Jednak  problemem było to, że zarządzający szukali obejścia obowiązku konsultacji lub uzgodnień. Kilka istotnych zagadnień oraz dokumentów było bardzo długo procedowanych i nie dokończonych. Prawie każdy problem zgłaszany przez „Solidarność”, był bagatelizowany. Nie sprzyja to budowaniu wzajemnych relacji.  Komisja Zakładowa zaczęła zauważać ten bezsporny fakt, dlatego skierowała konkretne stanowisko do Zarządu w tej kwestii. Nie jest pocieszającym, że jako przewodniczący Rady Sekcji z takimi samymi problemami spotykam się w całej naszej branży.  Śmiało mogę powiedzieć i zaakcentować. Pracodawcy dalecy są od tego, aby podjąć dialog w ramach powołanej przez rząd Komisji Dialogu Społecznego i szukania rozwiązań branżowych, a co za tym idzie społecznych i socjalnych. To niezbyt pocieszające dla programów pracowniczych i rozwiązań socjalnych. A u nas, no cóż. Także trudno mówić o dialogu, raczej o pozoranctwie. Przykładem są ostatnie poczynania  związane z pralinami czy magazynami. Pora zrzucić łuski z oczu pracowników i twardo powiedzieć. Chyba tego dość. Ale to pracownicy muszą się wypowiedzieć, a związek i rada pracowników, daje im tą szansę.

13 grudnia 1981 r. Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego, na czele z gen. Wojciechem Jaruzelskim, wprowadziła w Polsce stan wojenny. Tego dnia złamano nadzieje milionów Polaków i na wiele lat odsunięto szansę na demokratyczne przemiany. Stan wojenny przyniósł tysiącom osób i ich rodzinom wielkie cierpienie – izolację w obozach internowania, uwięzienie, pozbawienie pracy, inne represje, zaś dziesiątki niewinnych straciły życie. Już 12 grudnia wieczorem w ramach akcji krypt. „Jodła” rozpoczęła się akcja internowań osób postrzeganych przez władze jako potencjalne zagrożenie dla ustroju. Zatrzymań, wedle wcześniej przygotowanych list, dokonywali funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej oraz Służby Bezpieczeństwa. Wśród zatrzymanych znaleźli się nie tylko członkowie „Solidarności”. W czasie stanu wojennego internowano ponad 10 tys. osób, w tym niektóre więcej niż raz. 14 grudnia W wielu zakładach pracy rozpoczęły się strajki okupacyjne oraz akcje protestacyjne. Według oficjalnych informacji MSW w grudniu 1981 roku strajki i protesty zorganizowano, wedle niepełnych danych, w 199 zakładach pracy w kraju. Regionalne Komitety Strajkowe powstały w Gdańsku, Wrocławiu, Białymstoku i Świdniku. W stolicy tylko w największych zakładach przemysłowych odnotowano słabe strajki i protesty. Zakończyły się one do nocy z 15/16 grudnia. Znaczący wpływ na taki rezultat miały także drakońskie przepisy stanu wojennego.

wasnym

InfoS - 15 lat to dużo?

Dariusz Skorek - w życiu człowieka, to niewiele. Ale dla biuletynu to długi i ciekawy rozdział. Wiele nieprzywidzianych zdarzeń, informacji i wiadomości.

InfoS jaki był początek?

D.S. – mimo że oficjalnie 15 lat minie w marcu, to pomysł zrodził się dużo wcześniej. Darek Kryska, Jerzy Wenelczyk i Ja, od listopada 2001 roku  pracowaliśmy nad pomysłem. Później dołączyła do nas Agnieszka Konopka.  Był to okres wyborczy w związku, dlatego prace też się opóźniały.

InfoSpierwszy numer jednak pojawił się w marcu.

D.S. – była ku temu dobra pora. Można było ogłosić wyniki wyborów Komisji Zakładowej, zapoznać ze statutem, wspomnieć o historii. Zapraszam na stronę internetową gdzie prawie wszystkie wydania zostały zamieszczone. Prawie wszystkie, bo dwukrotna awaria komputera, pozbawiła nas części materiału.

InfoS - czy w dobie Internetu, mobilnych aplikacji na smartfon, jest miejsce dla zwykłej gazetki?

D.S. - gdyby nie było, to Komisja Zakładowa dałaby spokój z jej wydawaniem. To są duże koszty i łatwiej byłoby skupić się tylko na portalach społecznościowych typu Facebook. Jednak InfoS potrafił się obronić, a wydrukowane numery szybko są rozchwytywane. To  dobrze świadczy o potrzebie jego istnienia.

InfoS co w takim razie się zmieni?

D.S. – już to wydanie sygnalizuje zmiany jakie nastąpią. Swego czasu podjęliśmy decyzję o drukowaniu gazetki w wersji kolorowej. Skończyliśmy z pracochłonnym sposobem używania kserokopiarki i dodrukowaniem części kolorowej. Teraz wchodzimy w nowy okres, jeszcze bardziej ubarwionych wydań, z nową grafiką i czcionką, aby  czytanie Infosa było przyjemniejsze. Zresztą biuletyn jest tylko uzupełnieniem naszej strony internetowej, która jest bardzo rozbudowana i poszerzona o kolumny dla których zabrakło miejsca podczas układania gazetki.

InfoS - a co z treścią i merytoryczną zawartością?

D.S. – tutaj  niewielkie zmiany, kolumna „własnym słowem” będzie stopką redakcyjną. Powstanie „strefa rozrywki”, umieszczona zawsze na ostatniej stronie. Oprócz tego pojawiające się stare kolumny -”behapowcy”, „jak wygrać” oraz „pomysłowy związkowiec”. Niestety objętość naszego biuletynu jest ograniczona, ale utrzymamy kolumny takie jak: „mity i fakty” - czyli inaczej o plotkach, „nie jestem aniołem”, „na pierwszej linii” czy też „bo chodzi o to…” oraz najnowsze „gdybym miał włosy to..”. Duża zmiana nastąpi w aktualnościach z zakładu które przybiorą bardziej ciekawą formę.

InfoS - czy znajdą się jakieś nowe propozycje dla wszystkich w biuletynie?

D.S. – InfoS nie był nigdy i nie będzie pokorną gazetką. Od lat pracowaliśmy nad pewnym stylem i  potrzebami wyrażania opinii. W dalszym  ciągu otwarcie ma się wypowiadać w kwestiach, które są zapewne niewygodne dla niektórych. Chcemy aby odezwały się osoby, które coś zaniepokoiło albo nie zgadzają się z zaprezentowaną treścią lub artykułem. „Hyde park” tak nazwiemy tą kolumnę. Liczymy na artykuły pracowników,  notatki lub  wiadomości, które zamieścimy w biuletynie.

InfoS - co to znaczy?

D.S. - to znaczy że chciałbym aby każdy na naszych stronach mógł wypowiedzieć się lub zabrać głos w temacie zamieszczonego artykułu lub informacji. My nie prowadzimy cenzury i nie boimy się krytyki. Ignacy Krasicki w swoim dziele Monachomachia napisał:

„Czytaj i pozwól, niech czytają twoi, Niech się z nich każdy niewinnie rozśmieje. Żaden nagany sobie nie przyswoi, Nikt się nie zgorszy, mam pewną nadzieję. Prawdziwa cnota krytyk się nie boi, Niechaj występek jęczy i boleje. Winien odwołać, kto zmyśla zuchwale: Przeczytaj - osądź. Nie pochwalisz - spalę”.

InfoS - czy to nienazbyt ryzykowne dla gazetki?

D.S. - dlaczego? Solidarność nigdy nie stroniła od ryzykownych posunięć. Wolność słowa, wypowiedzi jest wpisana w Konstytucje. Żadne zakazy czy cenzura nie powinny stanowić bariery przeciw wyrażaniu swojej opinii. Owszem, pewien rodzaj cenzury powinien być zachowany, szczególnie wobec niesmacznych wulgaryzmów czy wypowiedzi godzących w osobę, wiarę, orientację seksualną czy kalectwo. Nie wyobrażam sobie jednak, mimo dziwnych zachowań podczas ocen, aby konstruktywną krytykę oceniać jako coś negatywnego. To jest dopiero coś nieetycznego i powinno być piętnowane. Dlatego zawsze o tym wspominamy.

InfoS - a co z polityką, czy w gazetce będzie na nią miejsce?

D.S. -  nie jesteśmy w stanie do końca odłączyć życia i pracy od polityki. To się nie uda. Natomiast nie zajmujemy się nią jako tematem do rozważań, chyba że łączy się z prawem pracy. Gdzieś, kiedyś utarło się że Solidarność to PIS - bzdura. Proszę zauważyć że nie poparliśmy żadnej  partii biorącej udział w wyborach. Owszem, Piotr Duda w imieniu związku podpisał porozumienie i poparł kandydaturę Andrzeja Dudy na fotel prezydenta.  I to wszystko. Ale prawdą też jest, że PIS jest obecnie jedyną partią z którą Solidarność jest w stanie rozmawiać o prawach pracowniczych i związkowych. Jest to też o tyle łatwiejsze że w ławach poselskich, zasiada kilku przedstawicieli Solidarności.

InfoSdziękuję za rozmowę.

J.W.

Dokończenie rozmowy z Dariuszem Skorkiem przeprowadzonej przez Jerzego Wenelczyka w kwietniu 2015 roku.

– Czego, zatem oczekujesz w tej kadencji? Co chciałbyś zrobić lub co zmienić w związku i zakładzie?
– Kto wie czy nie jest to moja ostatnia kadencja w zakładzie. Kilka lat pracowałem nad tym, aby przygotować się do tworzenia struktury ponadzakładowej i tam zagospodarować swoją wiedzę. Przyspieszyć to może odejście na emeryturę szefa sekretariatu spożywczego Mirka Nowickiego. Nie oznacza to, że stracę kontakt z zakładem i przestanę być jego pracownikiem oraz członkiem naszej organizacji zakładowej. Zresztą także Sekcja, którą budował Andrzej Kamiński a później Ja starałem się rozszerzyć i wzmocnić, też nie za bardzo chce abym zrezygnował z pracy na jej rzecz. Mimo że do końca kadencji pozostały trzy lata, to pewne kroki i przemyślenia muszę rozpocząć już teraz. Ważne jest, aby pracownicy zrozumieli, że związek to nie partia polityczna, że działa na ich korzyść lub próbuje to robić. Aby to było skuteczne potrzebna jest jedność. Tego zabrakło w ostaniem czasie podczas zmian w zakładzie. Ciężko pracowaliśmy przygotowując się na dialog z pracodawcą, ale chyba niewiele zrozumienia było wśród pracowników. To przykre, że były grupy, które udawały ze ta zmiana ich nie dotyczy, inni udawali ze nie ma żadnego problemu. Ja nie należę do ludzi, którzy rozpoczynają dzień od „Gazety Wyborczej” a kończę na „Szkle Kontaktowym”, a mam wrażenie, że takich jest większość w zakładzie. Na pytanie szefa Regionu Mazowsze, dlaczego już w czerwcu, gdy udzieliłeś pierwszych wywiadów, gdy ruszyła akcja „związkowcu kup czekoladę”, wszyscy zagrożeni tą zmianą nie zapisali się do Solidarności. Cóż może to przykre, a odpowiedź moja była niezbyt poważna w tej sytuacji. Stwierdziłem, że pewnie grają w karty lub oglądają „M-jak miłość”. Wiem, że to niepoważne, ale nic mądrzejszego nie mogłem na tą chwilę powiedzieć. Oczywiście gdyby cała ta grupa była związkowcami, rozmawiałoby się z innej pozycji. To już przeszłość. Teraz mam wiele nowych pomysłów i rozpocząłem rozmowy z „pogotowiem prawniczym”, aby pewnych spraw nie pozostawiać przypadkowi. Mocno chcemy włączyć się w akcje socjalne (wyjazdy, kolonie itp..). Na pewno związek zaangażuje się w wybory prezydenckie, ale co najważniejsze w wybory parlamentarne. Żeby uprzedzić pytanie nie jestem członkiem żadnej partii politycznej i nie zamierzam tego w najbliższym czasie zmienić.

– Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że wszystko, co zaplanowałeś zdążysz wykonać do końca kadencji.
– Ja też dziękuję za spotkanie i miłą rozmowę. Ważne jest, aby pracownicy starali się zaangażować w pracę związku. Bez wiedzy, bez informacji, żadna działalność związkowa nie jest możliwa. To, co wykonujemy, to, czego nie widać, na co dzień to pochłania większość naszych działań. A żadnej sprawy zgłoszonej przez członka związku nie zostawiamy bez zbadania i rozwiązania. Nie zawsze jest ono po myśli członków, ale nie wszystko da się tak bezpośrednio rozwiązać. Ważne jest jednak to, że nawiązał się pozytywny dialog z zarządem, z dyrekcją oraz przedstawicielami właściciela. Oby takie zrozumienie i szczerość w załatwianiu spraw zeszła też na niższe poziomy. To, co podkreślałem niejednokrotnie. Związek nie jest hamulcem dla rozwoju i postępu. Natomiast będzie zwracać uwagę na działania, które są niezrozumiałe dla pracowników, lub budzą wątpliwość, czy aby nie szkodzą zakładowi i wszystkim w nim pracującym.
Jerzy Wenelczyk

Rozmowa z Dariuszem Skorkiem Przewodniczącym Komisji Zakładowej nr 311 NSZZ „Solidarność” w Lotte Wedel Sp. z o.o., przeprowadzona przez Jerzego Wenelczyka w kwietniu 2015 roku.

– Mija właśnie rok nowej kadencji związkowej, ale także dziesięciolecia, od kiedy zostałeś wybrany na przewodniczącego. Jak podsumowałbyś ten okres?

– Po pierwsze dziękuję ci Jurku za tę rozmowę, pomimo tego, że dużo piszę na łamach naszego biuletynu, to zawsze pozostaje niedosyt. A jest się, czym pochwalić. Cieszę się, że InfoS, który istnieje od marca 2002 roku znalazł swoje miejsce w zakładzie. Jest cały czas potrzebny, pomimo tego, że jego młodsze dziecko, jakim jest strona internetowa próbuje go zastąpić. Wracając do tematu, jest to szczególny okres dla mnie. W 2005 roku nastąpiło kilka wydarzeń, które pokierowały moim losem. Po pierwsze to śmierć Andrzeja Kamińskiego, osoby, która była niekwestionowanym liderem i moim nauczycielem związkowym. Parę dni później umiera mój Ojciec, osoba, która nauczyła mnie szacunku dla prawdy i ciężkiej pracy. Trzecim znamiennym faktem była śmierć Św. Jana Pawła II, który umacniał we mnie wiarę w ludzi. Te trzy wydarzenia 2005 roku w istotny sposób zaważyły na tym, że zgłosiłem swoją kandydaturę na przewodniczącego komisji zakładowej. Mija właśnie 10 lat od tych wydarzeń, co pozwala także podsumować okres nie tylko jednego roku, ale dziesięciolecia działalności dla NSZZ „Solidarność’. Może nawet nie działalności, ale raczej misji i służby dla pracowników.

– Wiele razy wspominałeś o tym ze działalność związkowa to misja. Dlaczego tak uważasz?

W większości zakładów, które znam, (jestem też przewodniczącym sekcji oraz wiceprzewodniczącym sekretariatu), działalność związkowa przypomina działalność misyjną. To smutne, gdy pracowników od nowa uczy się wiary w ludzi, prawa do pracy czy też wolności wypowiedzi. W 1980 roku znajdowałem się jeszcze na etapie edukacji, kształtowania poglądów i wiary. Niedane mi było dostąpić tego, co było piękne w pierwszej Solidarności. Natomiast moja szkoła położona była blisko parafii Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, gdzie starałem się uczestniczyć w naukach prowadzonych przez Bł. Ks. Jerzego Popiełuszkę. Mieszkałem blisko zakładów Ursus, co pozwalało dotknąć przemian, które następowały w momencie mojego dorastania. Dlatego pewne normy w moim wychowaniu, wiążą się z przesłaniem, które wtedy pojawiło się w mojej edukacji i świadomości. Ja wiem, że są to górnolotne słowa, ale boli mnie fałsz i podwójna moralność naszych przełożonych. Patron Polski Św. Wojciech Biskup i Męczennik, prowadził swoją działalność chrystianizowania Prusów lub Wieletów, którzy wysłuchiwali jego nauk, przyjmowali sakrament chrztu a później wracali do swoich bożków. W pracy związkowca jest coś podobnego, oczywiście nie na taką skalę. Staramy się edukować związkowców, pracowników i przełożonych. Próbujemy poprzez dialog, rozmowę lub dzielenie się informacjami osiągnąć równowagę w stosunkach międzyludzkich. To ciężkie zadanie, szczególnie, że związki w Polsce są traktowane, jako wróg postępu, rozwoju i zarządzania pracownikami. Nic bardziej mylnego, ale do innej oceny naszej działalności, trzeba podejść obiektywnie, nie z pozycji wszechwiedzącego, a raczej partnera i współpracownika w zakładzie. Nie jesteśmy hamulcowymi postępu, ale raczej sumieniem dla idiotycznych, niezrozumiałych dla zwykłego pracownika zmian, czy sposobów organizacji pracy. Czyli to, co zawsze, jako związki powtarzamy. Informacja i uświadomienie pracowników, musi być priorytetem, nie tylko powtarzanym co chwilę, ale musi stać się rzeczywistością.

– Mówisz o moralności o nieomylności. Przecież w ten sam sposób mówią też pracodawcy o związkowcach. Jak te spojrzenie zmienić?

To nie do końca tak. Należy pamiętać, że pośród związkowców i pracodawców, znajdziemy zgniłe jabłka. Sadownik zbierając owoce, nie pozostawia na drzewie zepsutych lub nadgryzionych. Aby drzewo zaowocowało w nowym sezonie, aby jego zbiory były większe lub porównywalne, musi z niego zebrać wszystkie owoce. Dokonuje wtedy selekcji, które pójdą na sprzedaż, które na przetwory a które na paszę. Niewiele z tych owoców całkowicie zostaje odrzuconych i nie nadaje się do jakiejkolwiek przeróbki. Większość ekscytuje się programami telewizyjnymi typu rolnik na polu, szczera prawda etc.., nie dostrzegając otaczającej nas rzeczywistości. W pracowniku należy dostrzec nie tylko przysłowiowego robola, ale specjalistę czy eksperta wykonywanych zadań, oraz co najważniejsze człowieka. Pracownik i jego praca, to nie statystyka, która po podsumowaniu musi się zgadzać. To często większe lub mniejsze problemy, to nasze obecne predyspozycje i zachowania. To także kontakt z ludźmi i otoczeniem. Wszystko to składa się w wynik naszej pracy, o czym często zapominają przełożeni, którzy skupiają się tylko na statystyce i wypełnionych raportach. Nie zgadzam się z takim sposobem zarządzania i nie czuję potrzeby jego wspierania. Dla mnie, dla każdego związkowca, na pierwszym miejscu jest zawsze człowiek. Dopiero po tym mogą być inne wartości, co w nowych modelach zarządzania nie znajduje odzwierciedlenia. Chyba, że się mylę i jednak coś istnieje, ale jest nieudolnie przekazane. Szkoda, że przełożonym tak trudno pojąć, że w świadomości pracowników, źle wytłumaczone zmiany, wiążą się tylko z harówą i wymogami, które w żaden racjonalny sposób nie wpływają na wynik pracy oraz ich zaangażowanie. Bo co to za cel dla pracownika, aby zgłosił ileś tam pomysłów, albo zamknąć buzię na kłódkę. Ja to definiuję w ten sposób, że taka mentalność przełożonego, wiąże się tylko z folwarcznym zarządzaniem. Ja jestem Pan i władca, a Wy nie podskakujcie, bo was w odpowiednim momencie rozliczę. Z tego powodu nie nadaję na tej samej fali z przełożonymi. Mimo że odbiornik jest ten sam, to słuchamy innej stacji radiowej, co chwilę przestrajając je na swoje ulubione pasmo. Tak się nie da i trzeba znaleźć konsensus.

– Wiele gorzkich słów pada na temat przełożonych i ich zachowania, czy to nie skrajność w ocenie?

Ależ oczywiście, jak każdy jestem podatny na skrajności. Być może wiąże się to z doświadczeniem i kontaktem z wieloma przełożonymi nie tylko w naszej firmie, ale na forum branżowym. Każdy, kto twierdzi, że jestem obiektywny, mówi nieprawdę. Nasze wychowanie, wiara czy spostrzeganie świata, wyrobiły w nas cechy, które nie pozwalają na pełny obiektywizm. Zawsze znajdziemy coś, co nie pozwoli na taką ocenę, która nawet w naszej świadomości pozwoli powiedzieć, że jest ok. Skupimy się raczej na samozadowoleniu, które nie jest miarodajne i trudno doszukiwać się w nim obiektywizmu. Moja ocena działań, ocena kwalifikacji lub umiejętności innych, nacechowana jest także spojrzeniem z perspektywy pracownika lub związkowca. Przyznaje się do tego i dostrzegam te skrzywienie zawodowe. Czyli, mimo że myślę o zachowaniu obiektywnej oceny, cechy, które przez lata zostały we mnie wyrobione, siłą rzeczy skłaniają do subiektywnej oceny. Dlatego gdy podejmuję się krytykować kogokolwiek, jest to niestety obłożone dużą dozą moich spostrzeżeń, nie do końca zapewne obiektywnych.